Angelus Mortis
msza.net
Partie jednoosobowe albo trendsetting totalny 30.10.2007

"Szto diełat'?" - generalnie pytajo się nasi czytelnicy.

Jak dokonać realnej, w miarę trwałej zmiany LUDZI wokół nas (a nie jakiejś tam "rzeczywistości"; widział kto na oczy takie zwierzę?)?

Poniżej próba odpowiedzi, ale najpierw dwie obserwacje:

1.
Różne modele duszpasterstwa i apostolstwa, różne idee społeczne i polityczne to -- jako płody umysłu człowieczego, do tego często dość abstrakcyjne -- rzeczy ułomne, degenerujące się, dezaktualizujące się, odchodzące w niebyt. Marność nad marnościami i wszystko marność.
Jednak ewolucja poglądów i ich naturalne krzepnięcie u konkretnego Kowalskiego, który z kolei latami wywiera wpływ na swoją rodzinę i znajomych... itede, parapetum meble... O, to się może zsumować do rzeczywistej zmiany tego kawałka świata, w którym żyjemy.
Rola jednostki wielką jest, albowiem.

2.
Im dłużej paczę na ten świat, tym bardziej zdumiewa mnie i zachwyca potęga tego, co proste i pierwotne. Mimo coraz grubszej cywilizacyjnej warstwy "ubrań" (kultura, sztuka, technologia, polityka, obyczaj) - ciągle tkwi pod nią prymitywny dzikus. Najskuteczniejsze było, jest i będzie odwoływanie się do podstawowych, odwiecznych, wpisanych w naszą naturę namiętności, pragnień i popędów. (Można naddawać coś ponad to, ale dopiero po zatroszczeniu się o tenże właśnie aspekt podstawowy. Nawet Łaska buduje na naturze, powiada Teolog.)
Nie jest tego dużo, współczesna psychologia dość szczegółowo te potrzeby wyodrębniła, skategoryzowała i zhierarchizowała; najszerzej znana jest chyba tzw. piramida Maslowa.

%%%%%%%%%%%%%%%%

Jak - wychodząc od tychże faktów - (a) ewangelizować i (b) robić politykę?
I to Anno Domini 2007? Kiedy ludzie myślą, głosują, kupują..... organizują sobie życie tak, a nie inaczej?
(Plus cała masa pomniejszych pytań pochodnych: jak odzyskać młodzież, jak powstrzymać degenerację Christianitas, jak wygrywać wybory, itd.)

Zawsze zgrzytałem z wściekłości, gdy w takich razach padała owa nieśmiertelna fraza, "mundra mondrościom pradawnom": trzeba zacząć od siebie.

A jednak...
Po pewnej istotnej korekcie uznaję tę frazę za najmędrszą, jaka przychodzi mi do głowy.
A mianowicie:

"Trzeba zacząć od siebie i skończyć na sobie."

Teraz poproszę, fratelli e sorelle, odłożyć te kamulczyki, opał i zapałki, otrzeć na chwilę pianę z kącików ust, i przez chwilę się skupić - gdyż po pierwsze primo to, com wyżej napisał, to nie Boże przykazanie, prawda uniwersalna i w ogóle pacaneum, tylko kwazipublicystyczne, syntetyczne ujęcie myśli (nb. nieprzesadnie głębokiej, umówmy się ;), którą wykładam detalicznie dalej.

%%%%%%%%%%%%%%%%

WE WARSTWIE INTELEKTUALNEJ, ŚWIADOMEJ jesteśmy (my - ludzie współcześni, na półkuli północnej pomieszkujący) coraz bardziej zatomizowani i zanomizowani, coraz częściej wiodący życie jako jednostki, albo jako członkowie bardzo małych grup. Słabo się identyfikujemy z grupami wielkimi tudzież wielkimi ideami i wielkimi, całościowymi systemami teologicznymi, filozoficznymi i politycznymi. Coraz bardziej ulegamy dość wulgarnemu indywidualizmowi w postaci "mentalności klienta supermarketu" (ewentualnie, w elegantszej wersji, gościa na bankiecie ze stołem szwedzkim).

WE WARSTWIE INSTYNKTOWNEJ, PODŚWIADOMEJ jednakowoż, od tysiącleci się nie zmieniającej -- ciągle szukamy jakiegoś stada i przewodnika (przewodników) stada, aby za nim (za nimi, np. w różnych dziedzinach) dreptać po ścieżkach tego świata i zaspokajać naszą potrzebę przynależności i potrzebę rozumienia, nadawania sensu temu, co nas otacza, co nas spotyka.

Banalne?
Jasne, że tak!
Ale to też czyste fakty, łatwe do udowodnienia.
A faktów nigdy nie wolno ignorować.

Na użytek tego wywodu podzielmy teraz ludzi na dwie grupy:

1) "samce alfa" (mocno podkreślam ów cudzysłów, bo mogą to być też kobiety)

2) "naśladowcy".

Propozycja wygląda następująco:

zamiast trwonienia sił, czasu i środków na marne i wątpliwe inwestycje typu działalność w partiach, stowarzyszeniach, wydawnictwach, redakcjach, w marszach i demonstracjach itp. wirtualnych, efemerycznych projektach (no, chyba, że ktoś tak zarabia na chleb), każdy winien się zastanowić, czy czuje się - z natury, z powołania - liderem, "samcem alfa", a więc kimś, kogo ludzie chętnie naśladują (często instynktownie i nieświadomie).
Kimś, z kim się zgadzają, z kim chętnie przebywają, powołują się na niego, uznają go za punkt odniesienia w kształtowaniu sobie własnego stosunku do świata i ludzi. To ktoś taki, kogo nazwisko, twarz, powiedzonka, wybory i oceny... wszystko -- są odrębną firmą, marką, swoistą instytucją.
Ktoś, kto programowo odżegnuje się od różnych etykiet, szyldów, legitymacji i szufladek. Kto jest jednoosobowym stronnictwem, zbiorem jednoolementowym, autonomicznym i niezależnym wolnym człowiekiem, odpowiadającym za wszystko co robi i mówi własną twarzą i własną głową.

%%%%%%%%%%%%%%%%

Dalej:
uważam, że taka "alfowatość" jest czymś stopniowalnym.
Nie każdy musi mieć charyzmę wielkich przywódców znanych z historii, albo tych zapamiętanych z dzieciństwa wodzów klanów podwórkowych.

Wystarczy zespół kilku cech (ale posiadanych w stopniu wysokim), które sprawią, że w danym środowisku ci, którzy urodzili się naśladowcami, będą ulegać stopniowo (czasami przez lata) subtelnemu, ale skutecznemu wpływowi owego "alfy", przejmując jego światopogląd.

%%%%%%%%%%%%%%%%

A więc - do pracy nad sobą!:

1. Duch -- modlitwa, sakramenty, wiedza religijna, zjednoczenie z Bogiem - co tu dużo gadać; ja wiem, a Państwo Koleżeństwo rozumiecie. :)

2. Ciało -- kondycja, siła i zwinność, choćby elementarna znajmość samoobrony - wtedy mowa ciała wyraża spokój i pewność siebie, którą otoczenie odbiera jako znamię siły - siły w ogóle, psychicznej i fizycznej. (Bywa różnie, ale często niedostatki jednej można nadrobić nadwyżką drugiej -- i na odwrót.)

3. Umysł -- profesjonalizm zawodowy / niezależność ekonomiczna / prestiżowa pozycja / języki obce itd. Umiejętność samodzielnego i nienaśladowczego oceniania tego, czym żyją wszyscy dookoła. Unikanie niedowarzonych opinii, z których trzeba się potem wycofywać. Dystans lub wręcz lekceważenie do spraw miałkich, bieżących, nieistotnych. Poważne i kategoryczne sądy nt. spraw ważnych i najważniejszych.

4. "Podziwialność społeczna"-- czyli najbardziej elementarne kwestie techniczne: schludność, prezencja (= wyraz szacunku dla samego siebie i niewypowiedziane wprost żądanie szacunku od innych), sposób wysławiania się, poczucie humoru. Mówienie oszczędnie, wyraźnie i nigdy zbyt szybko, bez trajkotliwego, nerwicowego gadulstwa. Zachowywanie się w każdym miejscu i w każdym kontekście towarzyskim tak, aby widoczne było moje poczucie własnej wartości, poczucie własnej suwerenności i prawa do bycia tu gdzie jestem i tym, kim jestem.

%%%%%%%%%%%%%%%%

Nie kończę, nie doprecyzowuję, zarysowywuję jeno.

do góry