Angelus Mortis
msza.net
Sens życia 12.09.2006

Ożywienie jakiejś istoty zdaje się polegać na obdarzeniu jej przez Boga "cząstką", podobieństwem, pierwiastkiem należącym do istoty samego Boga - czyli życiem właśnie.

Podstawową rzeczą, jakiej każda istota żywa doświadcza, albo instynktownie, albo świadomie (gdy jest zdolna do autorefleksji), jest poczucie lub świadomość własnego ograniczenia.
Poczucie albo świadomość posiadania owego boskiego pierwiastka jest więc konfrontowana z faktem bycia ograniczonym stworzeniem.
Ta świadomość czy poczucie jest czymś strasznym, nieznośnym.
To podstawowy problem, z jakim każda istota żywa musi się sobie jakoś poradzić.

* * *

Każda nieświadoma istota żywa powodowana instynktem samozachowawczym i rozrodczym dąży do zachowania swojego życia, albo przynajmniej swoistego "przedłużenia" go we własnym potomstwie.


Każda świadoma istota żywa ma natomiast do wykonania dwa przeogromne skoki:

1. ma dostrzec swoją wielką wartość i godność (jako stworzenia samego Boga, obdarzonego boskim pierwiastkiem życia w postaci nieśmiertelnego ducha) a zarazem zaakceptować ją w jej ograniczoności (to jest właśnie najtrudniejsza część!),

2. ma wznieść się ponad instynktowną lub instynktowną i świadomą potrzebę bezwzględnej obrony, chronienia tego boskiego pierwiastka życia w sobie - ma się upodobnić do Boga, który zrezygnował z wyłącznego posiadania tego pierwiastka i obdarzył nim również niektóre swoje stworzenia. Druga Osoba Boska, Jezus Chrystus, Syn Boży, wręcz wcielił się i po niełatwym życiu poniósł okrutną śmierć.
Nazywa się to miłością.

Miłość jest umieraniem. Jest zgodą na własną dezintegrację.
Jest wystawianiem na szwank, na ryzyko tego, co - jak przeczuwamy, jak wiemy - mamy najcenniejszego. Albo wręcz świadomym wyzbywaniem się tego, umieraniem momentalnym (męczennicy na arenach), albo umieraniem "na raty" (codzienne "białe męczeństwo" zakonników, dążących do harmonii małżonków, rodziców, ciężko pracujących itd.).

* * *

Nie można dokonać skoku nr 1 bez pomocy Boga, a wcześniej bez wolnej decyzji o tym, aby Go poprosić o tę pomoc.

Nie można dokonać skoku nr 2 bez dokonania skoku nr 1.

Bez dokonania skoku nr 2 nie można zjednoczyć się z wiecznej radości ze swoim Stwórcą, nie można mieć ograniczonego udziału (bo jesteśmy ograniczeni - i kropka!) w Jego wiecznym, niezmierzonym szczęściu.


* * *

Upadłe anioły nie poradziły sobie z wykonaniem obu tych skoków.
Nie zaakceptowały tego, czym są.

Urzekł je złożony w ich naturze boski pierwiastek życia oraz podobieństwo do Boga polegające na tym, że są czystymi duchami.
Urzekły je moce, jakimi dysponują, a których wielkość widzą szczególnie jasno na tle reszty stworzenia.

Rozpoczęły więc tragiczną, bezsensowną, skazaną na porażkę walkę o to, by nic nie ograniczało tego złożonego w nich boskiego pierwiastka, aby nic mu nie zagrażało (choćby potencjalnie!), aby nic nie mogło się z nimi równać, aby nic nie mogło ich upokorzyć, uniżyć tej wielkości, której były/są świadome.

W tej sytuacji - niezależnie od tego w jakim zakresie, do jakiego stopnia Bóg udzielił im wiedzy o tym, kim jest - niektórzy aniołowie uznali Go za swojego największego (a de facto jedynego) wroga.
Stworzone by służyć Bogu - dokonały wolnego wyboru i odmówiły służby.
Cierpią. Bardzo.
Są przestrogą.

do góry