Angelus Mortis
msza.net
W obliczu Pana łydy drżące. Ewangelia wciąż czeka na dobrą ekranizację. 28.09.2007

Które sceny z Ewangelii i Dziejów Apostolskich są najdramatyczniejsze, najsilniej powalają swoją niesamowitością?

Powiadają, że oczywiście chrzest w Jordanie, spektakularne uzdrowienia i wskrzeszenia zmarłych, przemienienie na górze, Chrystus Pan kroczący po wodzie, uciszający burzę, że oczywiście niezwykłe zjawiska po śmierci Pana na Golgocie, Jego wejście do wieczernika mimo zamkniętych drzwi, wniebowstąpienie itp.

Czja wiem?...

Nie takie rzeczy oglądałem już u Spielberga i Lucasa...

Piszącego te słówka o wiele bardziej wyrywają z kapci sceny, które znajdziecie, fratelli e sorelle, poniżej, pod grubą kreską.

Cóż jest ich wspólnym mianownikiem?

Ja tu zapewne odkrywam proch, a znawcy pism Ojców czytając to będą z politowaniem kiwać głową.
Ale napiszę o tym, bo... czasami człowiek musi. Inaczej się udusi. ;-)

Otóż:
było coś w oczach, mimice, gestach, postawie, tonie głosu Pana Jezusa, było coś w Jego wymykającej się zmysłom duchowej aurze... coś... coś niezwykłego.
Coś ujawniającego się ze zmienną siłą (zapewne zależnie od Jego woli), coś, co trudno uchwycić i opisać i czego ostatecznie nie opisano (bo w innym razie skrupulatni reporterzy: św. Jan, św. Mateusz, a także św. Marek i św. Łukasz z całą pewnością by to detalicznie opowiedzieli). Jedyny rzucający światło komentarz, z jakim się spotkałem, to przypis w Tysiąclatce do sceny aresztowania Pana Jezusa w ewangelii janowej (o czem niżej).

Jednocześnie było to coś bardzo realnego i mocnego, przejawiającego się w tym, jak reagowali na to inni ludzie. To tak jak z owym wiatrem, którego nie widać, ale który jest dla nas realny dzięki efektom jego działania - gnącym się drzewom, pędzącym chmurom itd....

Było to coś, co nie pozwalało traktować słów i Osoby Pana Jezusa tak, jak słów i osoby jakiejkolwiek innej - choćby nie wiem jak znanej, poważanej, celebrowanej. Coś królewskiego, coś nadprzyrodzonego, coś niesamowitego.

Uważam, że pominięcie tego w dotychczasowych ekranizacjach ziemskiego życia i dzieł Pana jest zubożeniem tej historii o więcej, niż o 50%. A przecież właśnie język filmu dysponuje tu odpowiednimi środkami - i być może tylko on...
(No, jak się tak teraz zastanowię, to może najbliżej był Zefirelli w scenie egzorcyzmów... Chociaż tam też para poszła głównie w efekcik z cieniem dłoni Pana Jezusa przesuwającym się nad twarzą wijącego się opętańca.)

Płynie też z tego bezcenna nauka dotycząca życia duchowego, modlitwy.

Był już tu kiedyś wątek o warunkach modlitwy dobrej, przez Boga wysłuchiwanej.

Przypomniałem tam ogólne zalecenie św. Ignacego Loyoli z "Ćwiczeń duchownych", żeby najpierw _postawić się w obecności Boga_, żeby oczami duszy WIDZIEĆ przed Kim staję, do Kogo mówię, żeby - kiedy się rozważa święte tajemnice życia i śmierci Pana - widzieć poszczególne osoby i ich otoczenie, albo żeby zdawać sobie sprawę, że tu i teraz, w mojej izdebce, On jest osobiście obecny, żeby najpierw dobrze wejść umysłem w tę sytuację, która właśnie ma miejsce: stworzenie staje przed swoim Stwórcą, Panem i Odkupicielem.
Najczęściej (acz nie bez wyjątków) o wiele łatwiej się wtedy modlić, o wiele łatwiej uniknąć rozproszenia uwagi, o wiele łatwiej głęboko przeżyć modlitwę, znaleźć w niej pocieszenie, pokrzepienie, czuć, że się godnie uczciło Pana.

Z własnej - i innych, znajomych - praktyki wiem, że bez poważnego potraktowania tego wstępnego etapu NIE MA - powiadam: NIE MA - modlitwy głębokiej, modlitwy, podczas której możemy naprawdę poczuć, że my i Pan Bóg jakoś się sobie nawzajem udzielamy, bez słów rozmawiamy, że ta modlitwa się Bogu podoba i że jakoś tam Duch Święty w nas działa.

Myślę, że także ci cierpiący na ciągotki do ręczno-siedzącej MacKomunii dzięki owej duchowej praktyce z czasem mogą nabrać zdrowej, katolickiej pobożności eucharystycznej.

__________________________________________________

J 2, 5-8
Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie". Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: "Napełnijcie stągwie wodą!" I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: "Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu!" Oni zaś zanieśli.

[Analogija: Pracowałeś do świtu nad jakimśić projektem, coby rano szefostwu go pokazać. Nazajutrz, w pracy, okazuje się, że dziwnym trafem zabrałeś nie wydruk twojej mentalnej krwawicy, ale plik czystych kartek, co obok drukarki leżał. Siedzisz na korytarzu i myślisz... No, darujmy sobie cytaty. Podchodzi kompletnie nieznajomy pan i rzecze: "Weź te śnieżnobiałe kartki i zanieś szefowi. Będzie ołkej." Wyjąwszy przypadek hipnozy - co musiałoby być w tym panu, żebyś na jego słowo wstał i zaniósł swojemu faraonowi puste stronice, licząc na to, że się zapełnią odpowiednią treścią?]

^^^^^^^^^^^^^^^

Łk 5, 27-28
Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: "Pójdź za Mną!". On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim.

[WSTAŁ i POSZEDŁ. Finansista. Życiowa rewolucja w ciągu kilku sekund, może w ciągu mintuty. Wymiękam...]

^^^^^^^^^^^^^^^

Mk 1, 1-19
Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: "Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi". I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

[Robociarze. Nie bujający w obłokach ludzie konkretu. Harujący na swoje utrzymanie, znający życie. Ciepnęli wszystko w czorty, i poszli za tajemniczym Nauczycielem, o którym być może coś tam już słyszeli, ale pewnie - jeszcze - nic wyjątkowego...]

^^^^^^^^^^^^^^^

Łk 4, 28-30
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

[Nie "zniknął", nie "stał się niewidzialny". Nie "wymknął się". "Przeszedł." I tyle.....]

^^^^^^^^^^^^^^^

Mk 11, 15-16
I przyszedł do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie, i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię.

[Przyszedł szczupły, wysoki Pan, podemolował kramy jednym z ważniejszych handlarzy w stolicy, złoił im skórę, nakrzyczał na nich. A ci miast dać Mu wycisk - poddali się tym zabiegom. Coś ich powstrzymało, coś musiało ich przekonać, że Jemu wolno, że On ma rację w tym, co robi.]

^^^^^^^^^^^^^^^

J 18, 4-6
A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: "Kogo szukacie?" Odpowiedzieli Mu: "Jezusa z Nazaretu". Rzekł do nich Jezus: "Ja jestem". Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: "Ja jestem", cofnęli się i upadli na ziemię.

[Tu redactores "Biblii Tysiąca Błędów" ;-) już wyraźnie piszą: "Niewątpliwy cud: majestat Chrystusa powala prześladowców." Prawdopodobnie wypowiadany wcześniej przez Chrystusa Święty Tetragramaton - Imię Boga IHWH tym razem zabrzmiało z wyjątkową mocą, z mocą, jaką dysponował Ten, któremu to Imię przysługuje.

do góry